Recenzje przy espresso

SALVADOR DALI I ALICJA W KRAINIE CZARÓW

Czy można na nowo zobaczyć opowieść znaną od lat dziecięcych? Czy można na nowo przetłumaczyć tekst, który przecież znamy na pamięć? Czy bajka może stać się historią dla dorosłych?

Ta książka okazała się niemałym zaskoczeniem. Nie chodzi tylko o nowatorski przekład czy wyszukaną oprawę. Tutaj pojawiły się elementy, które całkowicie zmieniły podejście do przygód angielskiej dziewczynki.

Od czego zacząć?

Może od grafik, a dokładnie od heliograwiur, który kontrowersyjny mistrz surrealizmu stworzył specjalnie do wydania rocznicowego książki. Czym jest heliograwiura?

To rodzaj druku wklęsłego, który przenosi fotograficzny obraz na płytkę miedzianą, by potem ją wytrawić za pomocą emulsji światłoczułej. Jest to niezwykle pracochłonna praca i nie ukrywajmy, że droga. Była niesamowici popularna w XIX wieku. A nasz artysta sięgnął po nią w wieku XX. Nadał w ten sposób swoim pracom dodatkowego waloru – dwanaście ilustracji to istne arcydzieło sztuki ilustratorskiej. No dobrze, ale o kim mówimy?

Salvador Dali – postać pełna ekstrawagancji, samouwielbienia, wielkiego ego i ogromnego talentu. W 1969 roku otrzymał on zlecenie od New York’s Maecenas Press-Random House na wykonanie ilustracji do nowego, rocznicowego wydania książki Lewisa Carrolla Alicja w krainie czarów. Publikacja ukazała się w limitowanej ilości 2500 egzemplarzy co sprawia, że dziś – jak możecie się domyślać – osiągają one niebotyczne sumy.

Prace artysty były kolorowe, zwariowane, może niekiedy chaotyczne. Ale to tylko gra pozorów. Naprawdę są one bardzo przemyślane i świetnie oddają cudowny świat Alicji (no właśnie – CUDOWNY, a nie czarodziejski, jak tłumaczy nam zgrabnie Tomasz Zysk – polski wydawca). Dali, co nie trudno przewidzieć, obrał właśnie ją jako bohaterkę każdej ilustracji. Sięgnął po swoją rozrysowaną wcześniej dziewczynkę z 1935 roku wzorowaną być może na obrazie Giorgia de Chirico Tajemniczość i melancholia ulicy z 1914 oraz Jamesa McNeilla Whistlera Harmonia w żółci i złocie z 1873 roku. Alicja Salvadora jest graficznie zarysowaną sylwetką z uniesionymi do góry rękoma, w której trzyma skakankę w półokręgu. Jej cień – raz dłuższy, raz mniejszy – skacze jakby po kartce papierze. Zabawą jest już samo jej odnajdywanie na ilustracji. Czasem jest postacią pierwszoplanową, niekiedy jednak zdaje się być tylko malutkim stworkiem ukrytym wśród gąszczu barwnych elementów. Dali zaszalał, ale jak nie być szalonym w świecie Kapelusznika? Jego prace to podróż w świat Carrolla, które mogą go uzupełniać lub mogą stać zupełnie niezależnymi pracami będącymi pełne metafor i odniesień. Niczym jak sama książka stają się wielowymiarowym dziełem.

O współistnieniu Alicji jako książki oraz Alicji jako prac artystycznych świetnie pisze Mark Burstein w rozdziale omawianej publikacji. Znawca twórczości angielskiego pisarza oraz prezes LEWIS CARROLL SOCIETY OF NORTH AMERICA jak nikt inny rozprawia o związkach dzieła z innymi dziedzinami: filozofią, sztuką, psychologią. Jego tekst przybliża postać samego twórcy, ale także na tle innych znanych osób, którzy mieli wpływ na niego bądź też, na których wpływ miał Lewis. Oczywiście główną postacią był tu Salvador Dali. Jak się okazuje miał wiele wspólnego z angielskim matematykiem. Ale o tym przekonujemy się dobitnie w trzecim rozdziale napisanym przez Thomasa Francisa Banchoffa – amerykańskiego matematyka.

Był szczęściarzem. Poznał Dalego, co więcej zaprzyjaźnić się z nim. Jego opowieść ukazuje zupełnie nieznaną stronę mistrza surrealizmu. To bardzo ciepła, nostalgiczna wędrówka do czasów, kiedy dwóch pasjonatów geometrii, fizyki, techniki mogło rozmawiać swobodnie o swych naukowym marzeniach. To nie tylko jeden ze wstępów do Alicji. To zdecydowanie część potrzebna, by w pełno zrozumieć grafiki i ich literacki pierwowzór.

W polskim przekładzie ukazał się dodatkowo tekst profesora Tadeusza Sławka Dziewczynka ze skakanką. Jego praca genialnie wprowadza w nową interpretację znanego tekstu. Łączy je z ilustracjami Salvadora, przez co całość zyskuje nowatorskiego charakteru. Absolutnie nie chcę Wam zdradzać tutaj szczegółów, ale przeczytajcie tylko choćby ten fragment:

Może trzeba uznać owady za istoty patronujące podziemnemu światu powszechnej metamorfozy. Już w pierwszej heliograwiurze brunatny,. Ogromny owad unio się nad tajemniczym różnobarwnym światem, po kominie Królika gąsienica pełznie w stronę odpoczywającego motyla, drugiego zaś widzimy w wystającej z okna ręce Alicji.

Te wszystkie elementy sprawiają, że bajkowa Alicja w krainie czarów nie jest już tylko opowieścią dla najmłodszych. Jakby za pomocą literacko-plastycznej różdżce zyskała nowy wymiar i wskoczyła do świata dorosłych. Może właśnie w dzisiejszym czasie potrzebujemy jej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej? Może stanie się naszym antidotum na troski oraz ból teraźniejszości?

Tego Wam  – nasi drodzy czytelniczy – życzymy, zwłaszcza w okresie bożonarodzeniowym. Alicja może się okazać naszym lekiem…


Za książkę dziękujemy Wydawnictwu materia marce Wydawnictwa Nowa Baśń

error: Content is protected !!