ZŁODZIEJ SZTUKI I UTRACONE ARCYDZIEŁA
Już dawno nie byłam tak zdezorientowana względem swoich uczuć dotyczących bohatera książki. Nie wiem, czy jestem w stanie go jednostronnie ocenić, sklasyfikować, podjąć decyzję co do jego osoby? Skoro nawet psycholodzy nie są jednomyślni w tej ocenie, cóż ja? Sprawa bowiem wcale nie jest łatwa.
Otóż mamy młodego chłopaka mieszkającego na obrzeżach Miluzy. Młodzieniec nie lubi towarzystwa, jest introwertykiem. Kocha za to sztukę. Ceni dzieła powstałe w przeszłości, a to zamiłowanie wyniósł zapewne już z dzieciństwa. Jego wiedza z zakresu historii sztuki jest coraz większa i dokładniejsza. Mimo że nie ukończył szkoły artystycznej potrafi z naukowym szkiełkiem badacza wyszukiwać informacje o dziełach. Potrafi jak mało kto wypatrzeć skarby ukryte w niewielkich salach muzealnych. Z precyzją poszukiwacza wychwytuje skarby i… je kradnie.
Tutaj właśnie zaczyna się pierwszy problem z bohaterem lektury Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji Michaela Finkela. Jego miłość bowiem do sztuki przeradza się w przestępstwa i to na szeroką skalę.
Drżenie serca, przyśpieszony puls, omdlenia to reakcje na piękno sztuki tzw. syndrom Stendhala (opisany przez Graziella Magherini zespół zaburzeń somatycznych po kontakcie z dziełami sztuki), który to syndrom nasz bohater podobno miał (choć każdy obserwujący i badający go detektyw, psycholog i dziennikarz ma na ten temat inne zdanie). Jednak ja również nie jestem pewna, czy to nie jego wymysł. Widziałam ludzi, którzy naprawdę mdleli w muzach od nadmiaru piękna (sama niejednokrotnie mogłabym podpisać swoje zachowanie tym jakże artystycznym zwrotem), jednak nigdy nikt nie miał ochoty zabrać ze sobą tych cudów. Podczas wizyty w muzeach raczej nie mamy odruchu, by kraść. Powstrzymuje nas bowiem tysiące rzeczy, wartości, którymi się kierujemy w życiu, sumienie etc. Stèphane’a Breitwieser’a nie powstrzymywało nic. Jeżeli coś zwróciło jego uwagę, to musiało być w jego posiadaniu.
Obsesja? Owszem. Pytanie, czy dotyczyła sztuki czy też samego procesu kradzieży? Jak się przekonacie w trakcie czytania, w pewnym momencie chłopak kradł już zdecydowanie nieartystyczne przedmioty. Wciągał w to swoją dziewczynę (jej rola oraz postawa jest także niezwykle problematyczna), nie czuł wyrzutów sumienia, nie żałował swoich czynów. Nie chwalił się swoimi czynami, ale rzeczywiście podnosił nimi swoje ego.
Kwestia kolejna – zabezpieczenia dzieł sztuki w instytucjach kultury.
Na pewno te wielkie/małe, ale bardzo liczne przestępstwa ukazały niewystarczające zabezpieczenia, które są w muzeach. To przecież nie pierwsze i nie ostatnie kradzieże, jakie dotykają każdą placówkę posiadającą w swych zbiorach cenne przedmioty. Niejednokrotnie spotykamy się w mediach z głośnymi tytułami – Spektakularna kradzież, Wielka niewiadoma, Kradzież na wielką skalę… Przypomnijcie sobie sprawę Vjerana Tomicia zwanego Człowiekiem Pająkiem, który okradł Musée d’Art Moderne de Paris z pięciu dzieł dotąd nieodzyskanych (Picassa, Matisse’a, Braque’a, Legera, Modiglianiego). Tutaj jednak mamy zbrodnie wyjątkowe z dwóch powodów: Ilości skradzionych prac oraz ich dalszej historii.
Breitwieser prawdopodobnie ukradł działa sztuki warte prawie 2 miliardy dolarów – 239 obiekty, które trzymał… u siebie w pokoju. Część z dzieł została odzyskana jak np.: jedno z jego najbardziej ulubionych, rzeźba Adama i Ewy Georg’a Petela z 1627, które powróciło do Domy Rubensa w Antwerpii.
Niestety wiele uległo zniszczeniu (wg zeznań matki), jak obrazy: Jana Brueghela Alegoria jesieni, François’a Bouchera Śpiący pasterz, Corneille de Lyon Magdalena Walezjuszka, Davida Teniers Kordegarda małp.
I tu właśnie na scenie pojawia się kolejna bohaterka dramatu – matka Stèphane’a. Kobieta, która wzbudziła we mnie przeogromny gniew i całkowitą do siebie niechęć. Już sam fakt relacji pomiędzy nią a synem pozostawiał wiele do życzenia, wydawał się całkowicie niepojęty oraz niezrozumiały. Do tego jej działania po aresztowaniu syna sprawiły, że staje ona na podium ignorancji w tej sprawie. Mogła wykonać wiele, by ocalić dzieła, a zrobiła najgorszą rzecz – zniszczyła je. Przynajmniej tak mówi. Ile w tym prawdy? Do dziś nie wiemy, czy rzeczywiście unicestwiła wszystkie obrazy. Jednak faktem jest, że nie zostały odnalezione, a jeśli płomienie ognia je dosięgły to straciliśmy arcydzieła malarstwa na zawsze.
Osobiście nie mogę odżałować płótna Corneille de Lyon’a, które było po prostu subtelnym dziełem mistrza portretowych miniatur. Jego precyzja w oddaniu szczegółów była ceniona już przez francuskich władców, a ówcześni mu poeci chwalili za realizm oddania portretowanych postaci.
Wróćmy jednak do samej książki. Michael Finkel dziennikarz i autor kilku prac opartych na historiach z życia (na podstawie jednej z nich powstał film True Story: Murder, Memoir, Mea Culpa w polskich kinach jako Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa) postarał się o jak najwierniejsze przedstawienie całej tej skomplikowanej opowieści. Spotykał się z Breitwieser’em, detektywami, czytał raporty etc. Wykonał ogrom pracy, by przedstawić czytelnikowi obiektywną i rzetelną pracę. Kilka smaczków zostawił na sam koniec książki, o czym się przekonacie sami. To jest taka lektura, którą czyta się z zapartym tchem w jeden wieczór. Niekiedy nie możemy wprost uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czy tak łatwo ukraść dzieło sztuki? Czy można trzymać dzieła warte miliony w skromnym pokoiku na poddaszu w niczym niewyróżniającym się domu? Czy można tak być szalonym, a jednocześnie oponowym? Czy można tak pożądać… dzieło sztuki?
Stèphane Breitwieser chyba nadal pozostaje tajemnicą i zagadką. Jednak trzeba przyznać, że po tej książce spojrzycie na wiele aspektów nieco inaczej. Już wchodząc do muzeów będzie się rozglądać za ochroną, zabezpieczeniami i ewentualnymi „miłośnikami bez granic”. Czy zrozumiecie działania bohatera? Czy wybaczycie mu kradzież? Odkryjcie historię złodzieja… naprawdę warto.
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu OTWARTE