Recenzje przy espresso

BURGUNDCZYCY. OPOWIEŚĆ BARTA VAN LOO.

Obfitość, kolory, przepych, a przy tym niezwykła dbałość o detale i szczegóły. Ceremoniały, tradycje, historie, zamiłowanie do gustownej ekstrawagancji. Jak pisał Johan Huizing w swym genialnym dziele Jesień średniowiecza z 1919 roku (w Polsce książka ukazała się w 1961 nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego):

Dwór burgundzki cieszył się sławą najbogatszego i najlepiej ze wszystkich urządzonego.

Jego wpływ na ówczesną Europę był niezaprzeczalny. Co więcej, ukształtował dwory kolejnych pokoleń. Reminiscencje kultury burgundzkiej możemy odnaleźć także i dziś. Potrafili zjednoczyć pod swym herbem tereny dzisiejszej Francji, Belgii, Holandii, Luksemburga. Ich zadziwiająca moc rozwoju oraz przemyślanych ruchów politycznych sprawiły, że stali się potęgą – co dla nas ważne – także potęgą kulturową.

Opowiadanie historii Burgundczyków jest jak otwieranie skarbca pełnego arcydzieł, czytamy w monografii Barta van Loo. Zaskakujący jest fakt, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego fenomenu. Nawet sam autor Burgundczyków bardzo wolno odkrywał prawdę o swych przodkach (sam jest Belgiem). Korzenie jego rodzinnego domu wyrastały bowiem z dzisiejszej Francji. Jak się okazuje: Niderlandy to wynalazek Burgundczyków.

Ale jak to się wszystko stało? Gdzie rozpoczęło się źródło, które wydało na świat nurt mający swój daleki zasięg?

Bart van Loo zabiera nas w fascynująca podróż, która niejednokrotnie zaskakuje, wzbudza emocje, wzrusza i przeraża. Zaczyna w najdawniejszych czasach, gdy pewien lud wychodzi z Bornholmu kierując się w głąb kontynentu. Przechodzi do wieku IV, kiedy rodzi się królestwo Burgundii ze swym mitycznym władcą Gebbicą, przeprowadza nas stulecie dalej do potężnego Gundahara. Odkrywamy kolejne lata, aż do potęgi XV wieku, by zakończyć przygodę w XVI. Ale w sumie to nie koniec. Autor opisuje dzisiejsze uwarunkowania oraz rosnącą świadomość poszczególnych regionów.

To nie jest prosta lektura, do której usiądziecie i przeczytacie jak beletrystykę w jeden wieczór. I taka być nie może! Ta książka wymaga skupienia, zajrzenia do map historycznych i geograficznych, przyjrzenia się z bliska dziełom sztuki. I tutaj wielki plus dla wydawcy – w samej publikacji odnajdziemy potrzebne mapy, drzewa genealogiczne, zdjęcia (jest pięknie wydana). Sam autor także bardzo skrupulatnie przygotował się do napisania tej pracy, co widzimy między innymi przez dostarczoną przez niego bardzo dokładną listą bibliograficzną. Może okazać się ona dla nas niezwykle pomocna w dalszym zgłębianiu tematu.

Van Loo postarał się, by ta książka była ciekawa dla czytelnika. Zwraca się w niej do nas w drugiej osobie. Kieruje do nas bezpośrednio swoje uwagi, myśli, wypowiedzi. Stawia pytania, rozmawia z nami. A przy tym język, którym się posługuje jest bardzo czytelny oraz jasny. Meandry burgundzkiego życia stają się dla nas otwartą księgą, która niczym jak jej obrazy staj się piękną i barwna opowieścią.

Burgundia jest dziś tylko jednym z regionów Francji, ale uświadomienie sobie, jaka była 500 lat temu stanowi niezwykle interesującą opowieść. Te wielkie rody, dynastie, powiązania między nimi, wpływy jednych na drugich. Zrozumienie jej fenomenu, struktury, założeń sprawi, że dziś inaczej spojrzymy na dzieła sztuki tej epoki. Spowoduje, iż odnajdziemy źródła Belgii czy Holandii wraz z ich całym dziedzictwem kulturowym.

Rzeczywiście najpiękniejszy jej okres przypada na XV wiek. To wówczas Burgundczycy opanowali Europę swą sztuką oraz kulturą. Jest czasem, który dziś możemy podziwiać w jej obrazach, rzeźbach, manuskryptach. Bart van Loo także poświęcił najwięcej miejsca właśnie stuleciu Jana van Eycka i Rogiera van der Weydena. Po lekturze, a najlepiej jeszcze w jej trakcie zajrzyjcie do albumów ze sztuką niderlandzką. Spójrzcie na detale, kolory, postacie. Odkryjecie wówczas HISTORIĘ. Spojrzycie na BURGUNDIĘ…


Za książkę dziękujemy Wydawnictwu ZNAK HORYZONT

error: Content is protected !!