MARTA NORENBERG W ROZMOWIE O KURIOZACH HISTORII SZTUKI
Jej blog należy do jednych z ciekawszych z zakresu sztuki. Wyszukuje ciekawostki z bogatego świata kultury i przedstawia swoim czytelnikom w sposób zabawny i intrygujący. Jej literacki debiut zaskakuje… swoim rozmachem oraz wyselekcjonowaną treścią. O kim mowa?
Marta Norenberg, autorka bloga muzealny jednorożec oraz książki Muzealny jednorożec. Kurioza i osobliwości ze świata sztuki jest dziś naszym gościem.
Zapraszamy do lektury wywiadu, po którym sięgnijcie bezpośrednio do książki:)
Magdalena Leszner-Skrzecz: Na początek może opowiesz nam trochę, jak narodził się Twój muzealny jednorożec, który z profilu na social media stał się publikacją książkową?
Marta Norenberg: W zasadzie, to było na odwrót. Najpierw powstał pomysł na książkę, choć początkowo miała mieć trochę inne treści. Jeszcze przed jej napisaniem w ramach mojej działalności artystycznej publikowałam artykuły o interesujących miejscach powiązanych ze sztuką oraz precjozach, które mnie zafascynowały. Pewnego dnia mój mąż Kuba stwierdził – napisz książkę! Pomysł spotkał się z sarkazmem z mojej strony, ale ziarenko zaczęło kiełkować.
Natomiast po około półtora roku pisania doszłam do tego, że „już” wiem, o czym tak naprawdę ma być książka i jak mają wyglądać rozdziały. Wtedy też po burzy mózgów, którą odbyłam wraz z mężem powstał tytuł Muzealny Jednorożec. Kiedy już mogłam zakrzyknąć: to jest to! postanowiłam założyć konto na Instagramie. A dzięki wsparciu fanów, pozytywnym reakcjom i wiadomościom, wiedziałam, że temat kuriozów i osobliwości oraz rzemiosła artystycznego, które jest głównym bohaterem książki, jest tematem ważnym.
M.L.S. Czym zajmujesz się na co dzień, kiedy nie piszesz dla nas – czytelników?
M.N. Obecnie lwią część czasu zajmuje mi pisanie, jednak nie kolejnego tomu książki, a treści na Instagram oraz mój blog. Jako, że książkę wydałam samodzielnie, to na mnie spoczywa jej promowanie, żeby o Jednorożcu dowiedział się cały świat! A to całkiem sporo pracy 😊
Co prawda z czegoś człowiek musi żyć, więc zawodowo od 11 lat prowadzę pracownię Sztuk Kilka, a w jej ramach tworzę autorską biżuterię ze srebra tylko w pojedynczych egzemplarzach. Zdarza mi się także pisać artykuły o sztuce dla portali internetowych, jak Niezła Sztuka czy Jevelx.
M.L.S. Skończyłaś historię sztuki. Czy takie perełki sztuki zawsze były w kręgu Twoich zainteresowań?
M.N. Nic z tych rzeczy. Na studia szłam z umiłowaniem malarstwa i podziwem dla rzeźby. Wyszłam z nich z trochę większą wiedzą (ale nie w dziedzinie rzemiosła) i zmęczeniem tematem oraz postanowieniem, że chcę działać twórczo, a nie siedzieć w teorii. Tak rozpoczęła się moja przygoda w poszukiwaniu własnej ścieżki artystycznej. Przeszłam przez wiele technik rękodzielniczych, aż trafiłam na jubilerstwo i to był strzał w dziesiątkę. Zaczęłam tworzyć srebrną biżuterię, którą łączę z nietypowymi materiałami, jak tkaniny z japońskich kimon, czy technikami, jak samodzielnie topione szkło (tzw. fusing).
Jednak pasja do historii sztuki do mnie wróciła i to zupełnie niespodziewanie. W trakcie jednego z urlopów pojechaliśmy z Kubą do Schmuckmuseum w Pforzheim, czyli największego w Europie muzeum biżuterii. Tam rozpoczęła się moja miłość do historycznego złotnictwa, która stopniowo zaczęła obejmować inne dziedziny rzemiosła artystycznego oraz kryjące się w przedmiotach historie i symbolikę.
M.L.S. Wyszukujesz dziwności artystycznego świata, by przekazać je swoim odbiorcom. Jak to wygląda w praktyce? Przeszukujesz biblioteki, archiwa, jeździsz po muzeach?
M.N. Korzystam z darów, jakie daje Internet oraz fakt mieszkania w domu. I nie, nie oznacza to, że w bibliografii książki znajdują się tylko artykuły z wirtualnych portali. A jedynie to, że mój domowy księgozbiór puchnie w oczach, obecnie liczy już prawie 800 książek o sztuce, a dodając do tego pozostałe będzie jakieś 1200 sztuk, jak nie więcej, aż boję się je zliczyć. Po prostu zamawiam książki, które uznam za przydatne w opracowaniu konkretnych tematów. Dodatkowo niezastąpione są zbiory z bibliotek, nawet mojej lokalnej małej placówki.
Oczywiście wizyty w muzeach to podstawa, one stały się inspiracją do napisania książki i w nich wynajduję ciekawe obiekty, które służą mi potem do snucia szerszej opowieści o sztuce i ludziach, którzy ją tworzyli. Bardzo pomocne są też strony internetowe muzeów z całego świata, gdzie mogę znaleźć podobne przedmioty oraz informacje o ich historii.
M.L.S. Twoja książka to piękna publikacja – już sama forma graficzna jest wystarczająco zachęcająca, by po nią sięgnąć. Czy To Twój pomysł? Wiedziałaś, pisząc ją, jak ma wyglądać efekt końcowy?
M.N. Wyobrażenie o książce ewoluowało wraz z jej pisaniem. Od początku wiedziałam jedynie, że ma mieć twardą okładkę i szyte wnętrze wypełnione kolorowymi fotografiami. Pod koniec pisania zrodził się pomysł na Kuriozalny Manifest dla Miłośników Sztuki, czyli taką szaloną rozkładówkę oddzielającą pierwszą część książki od drugiej, w której zostawiłam parę sugestii, jak można obcować ze sztuką, żeby nie wzbudzała lęku, ani uczucia niedopasowania.
Mojej ilustratorce, która zajmowała się projektem okładki, napisałam: Potrzebuję czegoś nieoczywistego, chcę, żeby okładka rzucała się w oczy, a że książka jest bogata w treści, to mogła zaszaleć. Tak powstał iście osobliwy ogród pełen tajemnic w sam raz do ich odkrywania.
W międzyczasie robiłam zdjęcia książek, których projekty mi się podobały oraz rozwiązania, których definitywnie nie chciałam mieć w książce. Ten zbiór przydał mi się, gdy znalazłam składacza-łamacza, który zajął się przeobrażeniem wordowskiego pliku w graficzną całość. Trochę się ze mną namęczył, bo zasypywałam go uwagami o szczegóły, ale dzięki temu efekt spełnia moje oczekiwania, a czytelnicy również dają znać, że robi na nich wrażenie. Co bardzo mnie cieszy.
M.L.S. Kurioza sztuki – opowiadasz o nich, jak o bajkach – raz dobrych, a niekiedy brzmiących całkiem groźnie…
M.N. Słowo kurioza pochodzi od curiosité, co znaczy ciekawość. Kiedyś były to po prostu interesujące przedmioty i zjawiska, które miały zadziwiać gości odwiedzających możnych kolekcjonerów. Dziś do ich grona nieraz zaliczymy rzeczy, które dla naszych przodków (dodajmy, że zazwyczaj tych zamożnych) były czymś zupełnie codziennym, jednak my zatraciliśmy ich znaczenie, funkcję oraz symbolikę.
Przedmioty są jak lustro odbijające epokę, w której powstały oraz jej mieszkańców. A przeszłość nigdy nie była lukrowo słodka i piękna, choć lubimy z nostalgią wspominać kiedyś to było… ładnie, mądrze, blisko natury etc. Gdy jednak przyjrzymy się pamiątkom sprzed lat okaże się, że stoi za nimi wyzysk człowieka i natury. Czasem ogrom lęku i chęć chronienia się przed niebezpieczeństwami świata. Kiedy indziej chęć zysku i propaganda. Przedmioty nie istnieją w próżni i to chcę w tej książce pokazać oraz zmienić nasz sposób patrzenia na przedmioty.
M.L.S. Okazuje się, że nasze polskie muzea także skrywają niespodzianki. Co wśród nich najbardziej Cię zaskoczyło?
M.N. Z zaskoczeniami jest trudno, ponieważ odwiedzam sporo zagranicznych muzeów, więc poprzeczka jest postawiona wysoko. Lubię jednak, gdy przypadkiem trafiam na takie małe smaczki, przedmioty nietypowe i rzadko spotykane. Jak róg jednorożca w Muzeum Bursztynu i pomander, czyli pojemnik na wonności w tej samej placówce. Jak szklana patera z manufaktury Rene Lalique w oddziale Art Deco Muzeum Mazowieckiego w Płocku, czy egzotyczne qiliny, czyli chińskie jednorożce w Muzeum Sztuki Dalekiego Wschodu w Toruniu albo relikwiarz wykonany z łopat łosia, który czeka na zwiedzających w Muzeum Tradycji Regionalnych w Szczecinie.
M.L.S. Masz swoje ulubione „muzealne jednorożce”?
M.N. Z pewnością wcześniej wspomniany pomander, a także smocze języczki, czyli zęby kopalnego rekina, w których upatrywano uzdrawiających mocy i tworzono z nich złotnicze konstrukcje przypominające drzewka szczęścia. Mam też słabość do przedmiotów wykonanych z muszli, choć często swą estetyką ocierają się o kicz. Lalki, które mają otwierane spódnice, a w nich ogrom mini akcesoriów. I automaty!!! Zwłaszcza te człekokształtne, z lekka przerażające, a z drugiej strony budzące podziw nad maestrią wykonania oraz technologią. W zasadzie im coś dziwniejsze tym bardziej przyciąga moją uwagę, choć kiedyś nie zwróciłabym na te przedmioty uwagi. To dowód na to, że warto być otwartym na rzeczy / dziedziny, które w teorii nas nie interesują.
M.L.S. To jak podkreślasz pierwszy tom. Czym zaskoczysz nas w kolejnym?
M.N. Skoro ma to być zaskoczenie, to chyba powinnam zachować milczenie 😉 Zdradzę jednak, że jako motyw przewodni planuję podróże, te prawdziwe zmieniające świat, jak i zmyślone, choć niegdyś w nie wierzono. Co nam dały, a co odebrały i jak to widać w przedmiotach i sztuce. Po pierwszym tomie już wiem, że sama mogę być zaskoczona, co ostatecznie pojawi się w drugim, ponieważ wielu treści nie planowałam, a jednak znalazły swoje miejsce w książce.
M.L.S. Zajmujesz się sztuką nie tylko do strony teoretycznej, ale i praktycznej. Twoja miłością jest bowiem także biżuteria…
M.N. Tak. Zarówno ta historyczna, jak i realizowanie własnych pomysłów. Tak, jak wspominałam moja droga do tworzenia biżuterii była dość kręta, nim trafiłam na złotnictwo. Dzięki pracy w srebrze mogę łączyć wcześniejsze doświadczenia, tworząc unikatowe małe dzieła sztuki, jak mówią o nich klientki. Postanowiłam też, że nie będę powtarzać swoich prac.
Poprzez własną twórczość pragnę pokazać, że biżuteria nie musi być jedynie ozdobą, może być pamiątką, niosącą w sobie pierwiastek osobistych i symbolicznych znaczeń. Wbrew panującej masowości i zmienności marzy mi się, żeby jak za dawnych lat biżuteria była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Na przekór trendom zmieniającym się z dnia na dzień. Uważam, że piękno nie kryje się w modzie lecz jest ponadczasowe.
M.L.S. Czego życzyć „muzealnemu jednorożcowi”?
M.N. Wytrwałości i wiary w swoje pomysły, niegasnącego entuzjazmu i ciekawych odkryć. A przede wszystkim, żeby jesienią 2026 roku kolejny tom Jednorożca pogalopował w świat!
M.L.S. Tego właśnie Ci życzymy. Dziękuję
Polecamy stronę Marty
https://muzealnyjednorozec.pl/