Wywiady do kawy

AUTORZY ALBUMU “RIJKSMUSEUM W AMSTERDAMIE” ALEKSANDRA JANISZEWSKA-CARDONE ORAZ PIOTR BORUSOWSKI

Zapraszamy na niezwykle interesującą rozmowę o sztuce zaklętą w amsterdamskim Rijksmuseum. Niedawno bowiem Wydawnictwo Arkady we współpracy z Panią doktor Aleksandrą Janiszewską-Cordone, Panem doktorem Piotrem Borusowskim oraz Panem profesorem Antonim Ziembą stworzyli album, który przenosi nas wprost do sal tej wyjątkowej instytucji.

Już sama historia powstania muzeum jest iście filmowa, o czym także przeczytacie w wywiadzie. Ale oczywiście to, co najważniejsze kryje się w jej wnętrzach. Co możemy tam zobaczyć? Jak rozwijała się sztuka tego niewielkiego kraju?  O tym wszystkim opowiedzą nam twórcy albumu Rijksmuseum w Amsterdamie.

Serdecznie zapraszamy.


Magdalena Leszner-Skrzecz: Przede wszystkim bardzo dziękuje za tak wspaniały album. Gratuluję Państwu publikacji, która wykazuje się ogromną, rzetelną pracą.

Aleksandra Janiszewska-Cardone, Piotr Borusowski: Dziękujemy! Rzeczywiście, bardzo się staraliśmy, ale efekt finalny to oczywiście zasługa doskonałej współpracy z Wydawnictwem Arkady, a szczególnie redaktorką prowadzącą Małgorzatą Stalmierską.

M.L.S. Historia samego Rijksmuseum jest także niesamowicie interesujące. Jego powstanie, rozwój oraz zbiory tworzą własną opowieść…

A.J.C, P.B: I wcale nie zaczyna się w Amsterdamie! Muzeum zostało bowiem utworzone w 1800 roku w Hadze, a dopiero w 1808 przeniesione do Amsterdamu, gdzie ulokowano je najpierw w dawnym Ratuszu (obecnie to Pałac Królewski), potem w miejskim pałacu Trippenhuis. Dopiero w 1885 roku muzeum wprowadziło się do neorenesansowego budynku zaprojektowanego przez Pierre’a Cuypersa, który to gmach jest nam wszystkim znany. Ale i on ulegał na przestrzeni dziesięcioleci wielkim transformacjom. Po II wojnie światowej, w związku z rosnącym nieustannie zapotrzebowaniem na przestrzeń ekspozycyjną, zabudowano szczelnie dwa dziedzińce, a większe sale stopniowo poprzedzielano labiryntem mniejszych gabinetów i korytarzy. W takim stanie muzeum funkcjonowało do 2003 roku, kiedy zdecydowano się przywrócić jego siedzibie pierwotną strukturę. Zlikwidowano wspomniane podziały, oczyszczono dziedzińce, przywrócono również kochany przez mieszkańców Amsterdamu przejazd rowerowy znajdujący się pod budynkiem. Arcydzieła w nowej, znacznie odchudzonej aranżacji (do magazynów powędrowały tysiące zabytków!) udostępniono zwiedzającym w 2013 roku.

M.L.S. Wybór 500 obrazów z tysięcy, które znajdują się w Rijksmuseum nie było zapewne łatwe. Jak przebiegały prace trzech znawców nad wyborem i uporządkowaniem dzieł sztuki do powyższego albumu.

A.J.C, P.B: Wyjątkowo zgodnie! Każde z nas miało oczywiście swoich faworytów, ale w większości przypadków nasze typy się pokrywały. Mogliśmy też wybierać mniej znane dzieła, które z jakichś powodów do nas przemawiają, albo po prostu je lubimy. Pomagało również, że już na początku podzieliliśmy się zakresem chronologicznym lub tematycznym, tak by każda z tych części miała swojego “opiekuna”. Najciekawszą a zarazem najtrudniejszą częścią było jednak uporządkowanie obrazów w taki sposób, by nie tylko cieszyły oko, ale również układały się w spójną opowieść. To zajęło nam najwięcej czasu przy negocjacjach, bo każdy z nas miał swoich “ulubieńców”, którym chciał dać pierwszeństwo. Jednak naszym nadrzędnym celem była spójność książki i to jej się podporządkowaliśmy.

M.L.S. Okładkę wieńczy nie najsłynniejsze dzieło Vermeera, Pietera de Hoocha czy Rembrandta, a obraz Caesara van Everdingena Młoda kobieta grzejąca ręce nad rusztem: Alegoria zimy. Dlaczego właśnie ten portret?

 A.J.C, P.B: Everdingen to malarz mało znany poza gronem historyków sztuki i muzealników, a był to za życia jeden z najważniejszych malarzy holenderskich. Jego niezwykłe wyczucie koloru zachwyca, a okładkowy obraz (ale nie portret!) jest tego przykładem. Na neutralnym tle odbywa się prawdziwy koncert bieli, różu i szarości. Kierowała nami również pewna doza przekory, wszyscy wymienieni mistrzowie od razu kojarzą się ze sztuką holenderską, ale przez to są też już nieco opatrzeni. Chcieliśmy trochę zaskoczyć czytelnika, zatrzymać go pięknym i intrygującym obrazem, o którym chciałby lub chciałaby się więcej dowiedzieć. Sztuka dawna ma nam tak wiele zaskakujących odkryć do zaoferowania, a my chcieliśmy zaakcentować to już na poziomie okładki.

M.L.S. Czy podczas pracy nad albumem coś Państwa zaskoczyło, wzruszyło, poruszyło?

A.J.C, P.B: Rijksmuseum zawsze będzie kojarzyło się nam z naszą zmarłą kilka lat temu koleżanką, wybitną znawczynią sztuki niderlandzkiej Hanną Benesz. Nie raz mieliśmy przyjemność spacerować z nią po amsterdamskim muzeum. Wybierając i opisując obrazy mieliśmy poczucie, że jest cały czas z nami. Dlatego zdecydowaliśmy się zadedykować jej tę książkę. Jesteśmy wdzięczni, że Wydawnictwo Arkady pozytywnie odniosło się do naszej inicjatywy. Tak jak Hania, my też doceniamy nie tylko piękno dzieł sztuki, ale też kryjące się za nimi historie. Niejednokrotnie opracowując krótkie noty odkrywaliśmy nowe, bardzo ciekawe konteksty pozwalające nam spojrzeć na obrazy z Rijksmuseum świeżym okiem, niejako rozpoznać je na nowo. Zależało nam także na stworzeniu jak najbardziej zróżnicowanego wyboru, nie tylko pod względem tematów czy artystów, ale również prawdy o ówczesnym świecie. Dzięki nim opowiadamy o kolonialnej ekspansji Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich, przemycamy historię rewolty, która doprowadziła do pojawienia się dzisiejszej Holandii, ale też przypominamy o twórczości malarek.

M.L.S. Porozmawiajmy więc o sztuce niderlandzkiej, która rozwijała się podążając swoim własnym torem. Czerpała ze średniowiecznych miniatur, ukazywała świat sakralny w świeckich przestrzeniach, była całkowicie inna od włoskiej drogi artystycznej. Na czym polega jej wyjątkowość?

A.J.C, P.B: Sztuka niderlandzka rzeczywiście w XV wieku rozwinęła dużo większe zainteresowanie odwzorowywaniem rzeczywistości w całej jej szczegółowości, niż sztuka włoska tego czasu. Quattrocento szukało harmonii, równowagi i symetrii, podczas gdy Jan van Eyck i pozostali mistrzowie ścigali się z naturą o to, czyj twór będzie wyglądał na prawdziwszy. Z tego też powodu sztuka niderlandzka była poszukiwana w Italii i chętnie kolekcjonowana w XV wieku, zanim Giorgio Vasari w swoich “Żywotach” stworzył niepodważalny mit o wyższości renesansowej sztuki włoskiej nad wszelkimi innymi formami wyrazu artystycznego. Sztuka włoska miała również przemożny wpływ na nowożytnych twórców holenderskich. Przywołajmy chociażby tzw. caravaggionistów utrechckich, których w przewrotny sposób można nazwać uczniami samego Caravaggia. Ale to nie powinno dziwić, bo włoskiego mistrza i artystów niderlandzkich łączyła wielka wrażliwość na to, co zwykłe, przyziemne, mało wzniosłe. To oczywiście tylko jeden z nurtów, czy może raczej jedna z cech malarstwa Kraju Nizin, ale jednocześnie chyba właśnie z nią jest ono często kojarzone. Oglądamy wszak chłopskie zabawy, sceny w burdelach, pijackie orszaki…

M.L.S. Twórcy północnej Europy byli mistrzami w ukazywaniu miast. To istne obrazy niczym kadry filmowe. Jak narodziła się i rozwijała ta tematyka w sztuce niderlandzkiej?

A.J.C, P.B: Jak wszystkie nowe tematy, również widoki miejskie rozwinęły się jako samodzielny gatunek z kompozycji religijnych. Tacy mistrzowie jak Jan van Eyck, Robert Campin, Rogier van der Weyden czy Hans Memling w tłach swoich kompozycji umieszczali przedstawienia miast, niezwykle szczegółowe nawet w olbrzymich kompozycjach, co pobudzało wyobraźnię oglądających. Ciekawość jak toczy się życie ludzi w tych miniaturowych miastach niewątpliwie była jednym z powodów rozwoju samodzielnego gatunku. Najważniejszy jednak był rozwój reformacji na terenach Niderlandów, a wraz z nim odrzucenie obrazów religijnych i potrzeba wypełnienia pustki na rynku sztuki. Widoki miejskie, architektoniczne fantazje, ale też zróżnicowane bogactwo martwych natur, scen rodzajowych i pejzaży stało się znakiem rozpoznawczym siedemnastowiecznej sztuki holenderskiej.

M.L.S. Równie popularnym motywem jest martwa natura. Tutaj twórcy nie tylko ukazywali przedmioty z ogromną drobiazgowością oraz oddaniem rzeczywistości, ale także nadawali mu symbolicznego znaczenia…

A.J.C, P.B: Niezmiennie fascynująca jest kreatywność holenderskich mistrzów, którzy komponując martwe natury potrafili w jednych dziełach wywołać atmosferę zadumy nad przemijalnością życia, a w innych epatować erotyzmem i seksualnością. Nie możemy jednak zapomnieć, że wszystkie te dzieła były również brawurowymi popisami umiejętności malowania różnych przedmiotów – kwiatów, szklanych wazonów, metalowych dzbanów, porcelany, dywanów, w końcu ostryg, pasztetów i serów…

M.L.S. Ważnym elementem kultury, światopoglądu, moralności była religia. Początkowo chrześcijańska, potem protestancka miała ogromny wpływ na sztukę…

A.J.C, P.B: Przeważająca większość dzieł sztuki powstawała w kontekście religijnym – czy to jako dzieła prywatnej dewocji, a zatem do osobistego użytku, czy jako dzieła o przeznaczeniu liturgicznym lub upamiętniającym zmarłych ukazanych w wieczystej modlitwie, umieszczane zazwyczaj w kościołach. I taka była też sztuka niderlandzka do mniej więcej połowy XVI wieku, co znajduje odzwierciedlenie także w zbiorach Rijksmuseum. Wraz z nadejściem reformacji na terenach dzisiejszej Holandii świątynie straciły swoją rolę jako “miejsce święte”, a ich wnętrza oczyszczono ze wszelkich scen religijnych. Artyści szybko musieli przestawić się na inne zapotrzebowanie rynku, zatem na produkcję dzieł o nowej tematyce. Stąd rozkwit nowych gatunków jak martwe natury, sceny rodzajowe i wszelkiego typu pejzaże, które cieszyły się olbrzymią popularnością wśród obywateli nowej, kalwińskiej Republiki Zjednoczonych Prowincji. Tematy biblijne otrzymały z kolei nowy kontekst – bardziej historyczny i literacki, mniej religijny. Tym samym straciły swoją dawniejszą, dewocyjną funkcję.

M.L.S. Sztuka oraz historia Niderlandów głęboko istnieją w świadomości ludzi. Powstają liczne książki biograficzne, historyczne, beletrystyczne sięgające ducha tej kultury. W ostatnich latach oglądamy także filmy, które z większym lub mniejszym odwzorowaniem prawdy ukazują dawne czasy. Czy jakaś książka lub film zwróciły Państwa szczególną uwagę?

A.J.C, P.B: Dla zagorzałych wielbicieli sztuki niderlandzkiej niewątpliwie polecamy trzytomowe dzieło profesora Antoniego Ziemby, które opowiada o sztuce Burgundii i Niderlandów. Bardzo ciekawe jest także historyczne opracowanie czasów panowania książąt burgundzkich, niedawno wydane w języku polskim, Burgundczycy, Książęta równi królom Barta van Loo. Ujmujący jest też film dokumentalny Vermeer. Blisko mistrza Suzanne Raes o tworzeniu wystawy monograficznej tego mistrza w Rijksmuseum, ale także odsłaniającej kulisy pracy badawczej muzealników i historyków sztuki. Książek czy filmów dokumentalnych jest z resztą bardzo wiele. Uwadze czytelników polecamy oczywiście doskonale napisane i ilustrowane publikacje wydawnictwa Arkady. Nie zapominajmy też o wystawach sztuki niderlandzkiej, holenderskiej i flamandzkiej. W Berlińskiej Gemäldegalerie właśnie otworzono monograficzną wystawę dzieł Fransa Halsa – wśród pokazywanych na niej obrazów znajdą Państwo również „znajomych” z Rijksmuseum w Amsterdamie.

M.L.S. Bardzo dziękuję za rozmowę.


Album Rijksmuseum w Amsterdamie możecie nabyć na stronie Wydawnictwa Arkady

https://www.arkady.info


Wydawnictwu dziękujemy za egzemplarz recenzencki, a autorom za poświęcony nam czas.


error: Content is protected !!